"Rzeka złodziei" Michael Crummey

W dzieciństwie zaczytywałem się w opowieściach o traperach, którzy z odwagą i uporem zapuszczali się coraz głębiej na niebezpieczne tereny zamieszkałe przez Indian. I choć w "Rzece złodziei" jest coś z tamtych młodzieńczych lektur, to jednak nie jest to książka dla młodego czytelnika, który w swym rozumieniu literatury szukałby w niej przede wszystkim sprawnie podanych przygód. Debiutancka powieść Crummeya to rzecz dla dojrzałego odbiorcy.
W największym skrócie można powiedzieć, że mamy tu opis stosunków panujących na początku XIX wieku pomiędzy europejskimi osadnikami a rdzennymi mieszkańcami Nowej Fundlandii, Beothukami. Jak się nietrudno domyślić, stroną pokrzywdzoną w tych relacjach byli Indianie, którzy spychani coraz głębiej w ląd, na gorsze tereny wyspy, zaczęli umierać z głodu i chorób. Wielu z nich zginęło też z rąk białych myśliwych.
Nowofundlandzki pisarz nie poprzestaje jednak na opisie tych relacji i przez to "Rzeka złodziei" to uniwersalna opowieść o naturze człowieka, o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu i swojej tożsamości, o niełatwej sztuce okazywania uczuć. Powieść tę czyta się głównie dla genialnie nakreślonych ludzkich charakterów  - trudnych, nietuzinkowych, drażniących, zapadających w pamięć. Nie znajdziemy tu ani jednej prostej, ludzkiej relacji, cóż... samo życie.
Jestem pełen podziwu dla warsztatu Crummeya. Czytelnik ma wrażenie, jakby pisarz zabrał go na otwarte morze znakomitej fabuły. Głębię tej powieści można odczuć w każdym akapicie. Piękny, niezwykle sugestywny język sprawia, że wszystko ma tutaj swój smak - zarówno opisy przyrody i traperskich wypraw, jak i opisy zwyczajnych codziennych obowiązków czy ludzkich gestów. Liczne retrospekcje rozsypane po kartach książki wymagają jednak od czytelnika ponadprzeciętnej uwagi podczas lektury - i na to trzeba się przygotować.
Zmaganie się człowieka z nieustępliwą przyrodą, mroczne zakamarki ludzkiej psychiki, dźwiganie ciężaru własnej przeszłości, poczucie wykorzenienia, ból przemijania, niemożność posiadania tego, co się kocha... Trzeba przyznać, że Crummey wkłada na plecy czytelnika spory ciężar swojej prozy. Mnoży pytania, nie daje pokrzepiających odpowiedzi. Prawdziwy artysta.

"Rzeka złodziei" Michael Crummey, Wiatr od Morza, 2016



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Pogrzebany olbrzym" Kazuo Ishiguro

"Białe. Zimna wyspa Spitsbergen" Ilona Wiśniewska

"Niewidzialni" Roy Jacobsen